Prince of Persia: Warrior Within


Młody Książę Persji zrobił wszystko, aby zapobiec tragicznym wydarzeniom jakie miały miejsce w pałacu Sułtana. Udało się - ale nie można bezkarnie igrać z czasem. Czując na karku oddech śmierci zostaje zmuszony do ucieczki, szaleńczej gonitwy, podczas której dowiaduje się, że każdy kto użyje sztyletu czasu musi zginąć z ręki Dahaki - potężnej istoty stojącej na straży ciągłości linii czasu. Książę nie zamierza czekać na śmierć, ucieka i potajemnie organizuje wyprawę na tajemniczą wyspę z której ponoć Maharadża zabrał feralną klepsydrę. Na morzu jego statek zostaje zaatakowany przez tajemniczych piratów pod dowództwem diabelnie niebezpiecznej kobiety. Książę budzi się na wyspie czasu i jest jedynym ocalałym rozbitkiem. Okazuje się, że wyspa jest celem jego podróży, jest miejscem w którym kiedyś powstała klepsydra. Gdy bohater odnajduje portal prowadzący do przeszłości postanawia w pojedynkę nie dopuścić do powstania piasków czasu. Wie jednak że nie można oszukać przeznaczenia.

Poprzednia część nie sprzedawała się tak dobrze jak zakładano, logicznym krokiem więc była zmiana grupy docelowej. Zamiast pięknej, arabskiej baśni Ubi Soft uraczyło fanów szaleńczą i krwawą ucieczką przed śmiercią. Zamiast wesoło pomykać po pięknym pałacu wałęsamy się po mrocznym zamczysku zostawiając po sobie jedynie plamy krwi. Od razu postaram się odeprzeć najpoważniejszy zarzut jakim jest brak trudnego do uchwycenia perskiego klimatu. To prawda, że w porównaniu z poprzednikiem Warrior Within nie wypada w tej kwestii najlepiej, głównie za sprawą dosyć posępnego zamku. Styl architektoniczny odbiega nieco od perskich standardów, ale to cena jaką trzeba zapłacić za odmianę, odmianę która była niezbędna aby wypuścić na rynek nowy produkt.

Co zmieniło się przez rok jaki upłynął pomiędzy kolejnymi częściami? Na pewno oprawa - zarówno graficzna jak i dźwiękowa strona produktu to czołówka aktualnej generacji konsol. Na pierwszy rzut oka grafika nie uległa drastycznej zmianie, wszystko wygląda trochę lepiej, ale nie można mówić o wyraźnym skoku technologicznym. Dopiero po kilku godzinach grania uświadomiłem sobie, że przez ten rok graficy nie zasypywali gruszek w popiele. Przestrzenie po jakich przyjdzie się nam poruszać są wprost ogromne, w kilku momentach wręcz przystanąłem i w widoku FPP (First Person Perspective - czyli "z oczu") zlustrowałem dokładnie okolice. Naprawdę, nie raz osoby które są raczej niedzielnymi graczami zachwycą się ogromem miejscówek, za to maniakalni gracze będą się drapać po głowach zastanawiając się jakim cudem silnik graficzni się nie krztusi. Mało tego, w grze ani razu nie uświadczysz znienawidzonego napisu "loading", jedynie podczas uruchamiania gry (i oczywiście opcji load - co jest zrozumiałe).

Techniczna strona to jedno, artyzm wykonania to co innego. Jest w grze kilka momentów, kilka miejsc, które autentycznie zapierają dech w piersiach. Po prostu czuć, że ktoś niegłupi zabrał się za projekt lokacji. Zresztą analizując artworki można było spodziewać się nietuzinkowych widoków. Ogromne wrażenie robią długaśne schody prowadzące do ogromnego, z perspektywy stojącego na dole Księcia nieskończonego zamczyska, a do tego całe mnóstwo powiewających na wietrze flag. To tylko przykład tego na co można się natknąć, gwarantuję że podczas eksploracji Wyspy Czasu twoje oczy będą pieścić jeszcze ładniejsze widoki. Cieszy też przywiązanie do szczegółów. Będąc w przeszłości w oddali można dostrzec galerę, od razu człowiek zaczyna się zastanawiać czy to przypadkiem nie ten sam okręt, który zaatakował Księcia na początku opowiadanej historii. Takich drobnych niuansów jest o wiele więcej, są one trudne do wychwycenia, ale naprawdę cieszą prawdziwych fanów.

Rzeczą nagminnie wytykaną poprzedniej części była rzadko słyszana muzyka, i słusznie, żal się robiło człowiekowi gdy marnował się taki świetny soundtrack. Na szczęście ten aspekt także poprawiono, muzykę słuchać o wiele częściej, a jest równie dobra jak w poprzedniku. Chociaż to akurat jest kwestią gustu, jeśli nie lubisz ostrzejszego grania musisz się liczyć z tym, że melodie ci się nie spodobają. Ja bardzo lubię ten gatunek muzyki i po miesiącu grania stwierdzam, że ścieżka dźwiękowa jest znakomita. Jednakże nie potrafię stwierdzić która część firmowana logiem Ubi Softu ma lepszy soundtrack, powiedzmy, że każdy jest na swój sposób świetny. W Piaskach Czasu muzyka świetnie budowała klimat i podkręcała nastrój, za to w Warrior Within znakomicie zagrzewa do walki, i oto chodzi! Ubi Soft sypnęło trochę forsą, dzięki czemu w grze usłyszymy dwa kawałki metalowej kapeli GodSmack. Jeden z utworów zatytułowany "I Stand Alone" pochodzi ze ścieżki dźwiękowej spin-off'u Mumii: "Króla Skorpiona" - mimo że film był marny to muzyka jest po prostu świetna i znakomicie wpasowała się w całość.


Część funduszy poszła na jeszcze jedno bardzo znane nazwisko, do dubbingowania jednej z postaci wynajęto Monicę Belucci (słynna aktorka na pewno nie zgodziła się wystąpić za darmo ;). Oczywiście rodzi się pytanie, czy jest sens wydawać mnóstwo pieniędzy na rzeczy bez których gra właściwie mogłaby się obejść? Może i tak, ale w Stanach (i nie tylko) znane nazwiska potrafią sprzedać nie jeden produkt, a muszę dodać, że Warrior Within zarobił o wiele więcej dolarów niż poprzednik. Moim skromnym zdaniem aktorka nie daje popisu jakichś unikalnych zdolność werbalnych, ale jest w porządku - osoby lubujące się w oglądaniu filmów bez lektora szybko rozpoznają głos pani Belucci. Reszta aktorów i pozostałe efekty dźwiękowe także są w porządku. Przyczepiłbym się jedynie do odgłosów jakie są wydawane ostatnim tchnieniem przez piratów. No cóż, w ostatnich minutach śmierci, groźni piraci, postrach mórz, dziwnie kwiczą. Odgłos jest trochę nienaturalny, ale to tylko maleńka skaza na diamencie.

Skoro poruszyłem kwestię szlachtowania wrogów to przejdę do niebezpiecznej brutalności. Gra ma mroczny charakter, poniekąd narzucany przez fabułę. Posoka leje się gęsto i jest nawet realistyczna, niektóre akcje są pokazywane w zwolnionym tempie i do tego z ciekawych ujęć. Jest to pierwsza w historii serii gra pełna przemocy, dlatego młodsi gracze nie powinni w nią grać. Co innego dorośli, a raczej pełnoletni, wieczni chłopcy, którzy z szerokim uśmiechem na ustach będą urządzać co krok prywatną apokalipsę ;).

Należy zauważyć, że ilość i zróżnicowanie przeciwników to mocny punkt tej pozycji. Na początku standardowo: piraci, łupieżcy. Jednak szybko przeciwnicy zaczynają zdradzać odchyłki od normy - poruszający się błyskawicznie cień czy wielki jak dom Brute, nie ma mowy o nudzie. W moim mniemaniu największą wadą Pisków Czasu był brak bossów - arcytrudnych przeciwników z którymi walka byłaby wyczerpująca i satysfakcjonująca zarazem. Oczywiście to niedopatrzenie całkowicie wyeliminowano, bossów jest zaledwie kilku, ale nie można mówić o typowych schematach. Zaczyna się na statku, jest ostro, wredna Shahdee nie odpuszcza. Spotkamy jeszcze kilku ciekawych agresorów, między innymi postać, która zupełnie jak nasz Książe, potrafi manipulować czasem.

W pewnym momencie staniecie też w szranki z gigantycznym Gryfem - bardzo mi się spodobał ten motyw, gdyż bestia miała pierwotnie pojawić się w Piaskach Czasu. Już myślałem że projekt zarzucono, aż tu nagle wyskakuje ogromne i demoniczne bydle, i to jest moment w którym wstajesz i zaczynasz klaskać. Walka z tym zwierzęciem zdecydowanie należy do grupy zapadających w pamięć starć. Na swej drodze spotkasz też mniej wyrafinowanych przeciwników - mi nie spodobały się kolczaste bestie i ich "łyse", twardsze odpowiedniki. Nijak nie mogłem ich podciągnąć pod perski klimat.

Ciekawie zrealizowano spotkania z przepotężnym Dahaką, chyba nie myślisz że byle chłop, choćby nawet był zdecydowanym na wszystko Księciem, może podskoczyć wielkiemu strażnikowi linii czasu? Jedynym ratunkiem dla bohatera jest ucieczka, zresztą bardzo fajnie przestawiona. Kamera nie pokazuje przeszkód więc całą trasę trzeba pokonywać na wyczucie, co prawda sprowadza się to do tego że metodą prób i błędów uczysz się trasy na pamięć ale i tak jest fajnie ;) A co powiesz na iście genialny patent, że im mniejsza odległość dzieli cię od Dahaki tym bardziej intensywny staje się filtr sepii? A co na niezrozumiałe bełkotanie Demona które dopiero po puszczeniu do tyłu nabiera sensu? Coś niesamowitego, proponuję przeszukać płytę i znaleźć ścieżki audio odpowiadające za kwestię Dahaki, a następnie przesłuchać wstecz ;)

Może z moich ust zabrzmi to niezbyt wiarygodnie, ale scenariusz jest wyśmienity! Przyznam, że do pewnego momentu byłem znużony i zażenowany sztampą scenariusza, ale tylko do pewnego momentu. Dopiero podczas drugiego przechodzenia gry można docenić scenariusz jako całość, wszystkie elementy do siebie pasują. Historia robi się wciągająca, a zaskakujące zakończenie jest wręcz obowiązkowe.

Przystanę na chwilę by opowiedzieć o postaciach. Prince jaki jest każdy widzi, zrobił się bardziej wredny i zdeterminowany. Inne postacie też niczego sobie (w tym tajemniczy kolo który przy pierwszym spotkaniu wita Księcia...toporem), ale najlepsza z całej ekipy jest Shahdee. Bardzo seksowna i wredna do szpiku kości, podczas walki strasznie się wydziera, moim zdaniem jest to najciekawsza postać jaka do tej pory pojawiła się w całej serii, wręcz domagam się od UbiSoftu osobnej gry poświęconej tej wojowniczce. Szkoda, że twórcy poskąpili na animacjach, w kilku momentach (w tym każde spotkanie z kobietami) wydarzenia powinny być ładnymi filmikami, a mamy tylko scenki na silniku gry. Szkoda bo sytuacje są wtedy wyprane z emocji - może kiedyś doczekamy się filmu na podstawie gry i wszystko będzie nakręcone jak należy.

Nie będę pisał zbyt wiele o walce - Książe może nauczyć się kilkudziesięciu różnych, zabójczych kombinacji. Może podnieść drugą broń, ich ilość także liczona jest w dziesiątkach. Oczywiste jest, że doszło kilka nowych ruchów, jak np. huśtanie się na linach, czy zjeżdżanie po zasłonach. Ulepszenia nie ominęły piaskowych mocy, tym razem ich źródłem jest amulet (chyba ten od Farah) który jest jakby wmontowany w zbroję. O ile nad flagowym cofnięciem czasu nie ma się co rozwodzić to warto zauważyć drobną zmianę podczas jego spowolnienia - odpalany zostaje bardzo fajny dźwięk przypominający nieco zatrzymujący się magnetofon ;).

Świetnie wykonane zostało przyspieszenie czasu - ekran zostaje spowity krwistoczerwonym filtrem, a Książe w szaleńczym tempie szatkuje wrogów - coś pięknego. Są jeszcze inne techniki, ale ogółem jest ich bardzo mało, jeżeli życzyłbym sobie czegoś w następnej części to niech to będzie zwiększenie liczby piaskowych mocy. Osobno brawa należą się za dodatki wydłużające grę, spragniony wrażeń gracz może badać każdą ścianę w poszukiwaniu pięćdziesięciu tajnych skrzyń. Oprócz tego są jeszcze skrzętnie ukryte kapliczki oraz tajne bronie, a przysłowiową wisienką na czubku tortu jest alternatywne zakończenie, które jest jeszcze bardziej zaskakujące niż podstawowe. Mimo wszystko takie przedłużacze świetnie spełniają swoją rolę.

Krótkie słowo podsumowania. Piąta część cyklu jest świetną grą, poprawione zostały wszystkie niedociągnięcia poprzednika. Oprócz tego gwarantuje niesamowitą, pełną akcji i zwrotów scenariusza przygodę. Szkoda by było przegapić taką świetną wyprawę na Wyspę Czasu, mistyczne miejsce pełne tajemnic, ale i skrywające głęboko ukrytą prawdę. Gorąco polecam!!

Dr_Bakier - Dawid Karpiński


Platformy: PC, Xbox, PlayStation 2, GameCube*
Data wydania: 03.12.2004
Oceny: IGN - 87/100, GameSpot - 87/100, GameInformer - 82/100, PlayStation Magazine - 80/100, Official Xbox Magazine - 96/100, średnia ocen - 84/100
* - w produkcji rozszerzone konwersje na PlayStation Portable oraz Nintendo Dual Screen


Zasoby dla tej wersji:

Wygaszacz ekranu (6 MB)
Zbiór tapet